Od Bałtyku aż do Tatr

Nie jest tak jednak do końca. Powinniśmy raczej mówić o naturalnej ewolucji instrumentów wsparcia inwestorów i ich dostosowaniu do wyzwań, przed którymi stoi obecnie polska gospodarka.

O ile nie nastąpią żadne zmiany, czternaście Specjalnych Stref Ekonomicznych (SSE), utworzonych na podstawie ustawy z 1994 roku, przejdzie do historii z końcem 2026 roku. By przekonać się o ich potencjale, warto przytoczyć kilka liczb. W 2017 r. wartość kapitału zainwestowanego w SSE od początku ich istnienia wyniosła prawie 107 mld zł. Pochodził on głównie z sześciu krajów: Polski (21,55 proc.), Niemiec (18,81 proc.), Holandii (8,22 proc.), USA (8,14 proc.), Luksemburga (6,35 proc.) i Włoch (5,34 proc.). Według danych na koniec ubiegłego roku ponad 2,4 tys. inwestorów zatrudniało w strefach łącznie ponad 353 tys. pracowników (wzrost o ponad 6 procent w stosunku do roku poprzedniego).

Te liczby stanowią potwierdzenie tezy, iż SSE były i są ważnymi punktami na gospodarczej mapie Polski. Jeśli dodamy do tego takie elementy, jak choćby stopniową specjalizację branżową poszczególnych stref, zbliżającą je do nowoczesnych klastrów, czy też silną markę SSE potwierdzoną licznymi wyróżnieniami w prestiżowych międzynarodowych rankingach, to wówczas łatwiej zrozumieć powody, dla których pierwsze założenia nowego podejścia do wspierania inwestycji w Polsce wywołały pewne wątpliwości. Trzeba jednak pamiętać, że dyskusja na temat charakteru, horyzontu czasowego, a w szczególności zasięgu terytorialnego funkcjonowania SSE, trwała już od dłuższego czasu. Mimo że strefy przyniosły pozytywne rezultaty, to jednak zasadniczo nie zmieniły one krajobrazu inwestycyjnego w naszym kraju. Najprężniej rozwijają się bowiem strefy będące częścią największych aglomeracji na zachodzie i południu kraju. I trudno się dziwić. W zasadzie nie tworzy się firm „na pustyni”. I nie chodzi tylko o uzbrojenie, media, infrastrukturę, rynek pracy, ale też kulturę przemysłową i kulturę pracy danego terenu.

@@

Odejście od sztywnej zasady terytorialności uznać należy za jedną z najważniejszych zmian, jaką niesie za sobą Ustawa z dnia 10 maja 2018 r. o wspieraniu nowych inwestycji. To z pewnością dobra wiadomość dla mikro, małych i średnich przedsiębiorstw, z punktu widzenia których przenoszenie działalności do poszczególnych stref lub inwestowanie z dala od głównej siedziby było raczej problematyczne. Co więcej, nowe regulacje przewidują, iż wymagane nakłady inwestycyjne będą w większym stopniu dostosowane do możliwości finansowych MŚP. Dominujące dotąd kryteria, jak wartość inwestowanego kapitału czy też liczba oferowanych miejsc pracy, powodowały bowiem, iż o zwolnienia w strefach ubiegały się głównie zagraniczne firmy. No, ale takim wymogom trudno było się dziwić, kiedy bezrobocie wynosiło 20 proce. A nawet kiedy jego poziom dorównywał „tylko” 10 proc. Teraz sytuacja w dobrej koniunktorze na świcie się zmieniła.

Jednocześnie należy zdecydowanie podkreślić, iż mówienie o tym, iż cała Polska stała się jedną wielką specjalną strefę ekonomiczną jest mylące. Przyznawane preferencje podatkowe będą bowiem uzależnione od trzech warunków: lokalizacji i charakteru inwestycji oraz jakości tworzonych miejsc pracy. W praktyce oznacza to, że na przykład w rozwiniętych powiatach o niskiej stopie bezrobocia dostęp do zwolnień z CIT lub PIT będzie ograniczony, szczególnie jeśli planowana inwestycja zostanie nisko oceniona pod względem współpracy z ośrodkami badawczymi czy też oferowanych świadczeń dla pracowników. Poza tym obowiązywać będzie zasada, zgodnie z którą, im wyższa intensywność pomocy publicznej w danym województwie, tym dłuższy okres zwolnienia wynoszący od 10 do 15 lat.

Cóż, czas pokaże, czy nowe rozwiązania rzeczywiście wpłyną na krajobraz inwestycyjny w Polsce. Z pewnością jednak dla przedsiębiorców planujących przedsięwzięcia inwestycyjne w najbliższym czasie sporym wyzwaniem pozostanie oszacowanie, czy bardziej korzystne jest dla nich ubieganie się o wsparcie w ramach istniejących od wielu lat Specjalnych Stref Ekonomicznych, czy raczej już w nowym systemie. Sytuacji tej nie ułatwia fakt, iż na razie trudno ocenić, w jakim stopniu ten ostatni system będzie odporny na takie zagrożenia, jak nadmierna biurokratyzacja procedur czy też upolitycznienie decyzji o wsparciu. Obecnie bowiem rządząca ekipa nie ukrywa, że dzieli ludzi na swoich i nie swoich. Dlaczego miałoby to nie dotyczyć przedsiębiorców?… Stawka jest zaś wyjątkowo wysoka. Decyzja o tym, iż mimo swych niewątpliwych zalet SSE przestaną istnieć z końcem 2026 roku, to jednoczesne zobowiązanie do wypracowania i skutecznego wdrożenia rozwiązań, które umożliwią długofalowy rozwój gospodarczy Polski.

Autor iest posłem do Parlamentu Europejskiego

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Czapka niewidka

Późniejsze zetknięcie się już twarzą w twarz na przykład z ZUS-em, czy Urzędem Skarbowym, albo nie daj Boże z prokuratorem lub sądem, może skutecznie odstręczyć nawet najbardziej przedsiębiorczych.

Ostatnio jednak przedsiębiorcy dowiedzieli się o potencjalnym wsparciu, jakie mogą dostać w ich często bezimiennej walce z aparatem państwa. Powołano mianowicie Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców. Zgodnie z art. 1 ustawy z dnia 6 marca 2018 r., Rzecznik stoi na straży praw mikroprzedsiębiorców oraz małych i średnich przedsiębiorców, w szczególności poszanowania zasady wolności działalności gospodarczej, pogłębiania zaufania przedsiębiorców do władzy publicznej, bezstronności i równego traktowania, zrównoważonego rozwoju oraz zasady uczciwej konkurencji i poszanowania dobrych obyczajów oraz słusznych interesów przedsiębiorców.

Na tej podstawie Rzecznik MSP będzie na przykład mógł w zakresie ochrony praw przedsiębiorców m.in. wnioskować o inicjatywę ustawodawczą, występować z wnioskiem o wydanie objaśnień prawnych, występować do Sądu Najwyższego z wnioskami w sprawie rozstrzygnięcia rozbieżności wykładni prawa w zakresie przepisów prawnych dotyczących działalności gospodarczej, czy wnosić skargi nadzwyczajne do Sądu Najwyższego. W imieniu MSP będzie mógł występować także w postępowaniach administracyjnych, na prawach strony, z dostępem do akt i możliwością odwołania się od wyroku. Będzie mógł uczestniczyć w mediacji między przedsiębiorcami, a organami administracji publicznej. Będzie także opiniował akty prawne, które dotyczą interesów przedsiębiorców i zasad wykonywania działalności gospodarczej na obszarze Polski. Swoje czynności Rzecznik będzie mógł podejmować z urzędu lub na wniosek przedsiębiorcy albo organizacji zrzeszającej przedsiębiorców. Cóż, można byłoby powiedzieć – wspaniale! Tyle tylko, że w Polsce wiele spraw pięknie wygląda na papierze, gorzej natomiast jest z praktyką.

@@

Idea powołania Rzecznika od dawna funkcjonowała w debacie publicznej. Jeszcze w poprzedniej kadencji z podobnymi pomysłami nosiła się Platforma Obywatelska, Polskie Stronnictwo Ludowe, czy wcześniej Ruch Palikota. Jednakże między tamtymi propozycjami, a tym co mamy teraz, istnieje zasadnicza różnica. Jest nią niezależność urzędu Rzecznika od władzy publicznej, a już na pewno od partii rządzącej! Można byłoby to osiągnąć na dwa sposoby. Pierwszy to taki, że Rzecznik jest powoływany i utrzymywany przez organizacje przedsiębiorców i pracodawców (kwestia niezależności). To najlepsza idea, lecz jej minusem są koszty utrzymania. Mogłyby one być bowiem trudne do udźwignięcia przez same organizacje gospodarcze. Uważam jednak, że można byłoby to rozwiązać stosując na przykład instytucję partnerstwa publiczno-prywatnego. Inne rozwiązanie to takie, że Rzecznik MSP powoływany byłby i działał podobnie jak Rzecznik Praw Obywatelskich.

Niestety, obecnie przyjęto rozwiązanie chyba najgorsze z możliwych. Stworzono bowiem kolejny urząd podległy de facto premierowi, uzależniony od ministra, który miałby walczyć z rządem, który… go powołuje, rozlicza i utrzymuje. Hym…, czy to daje jakąkolwiek rękojmię niezależności? No, nie. Szczególnie w takim państwie, które tworzy obecnie PiS. W państwie władzy autorytarnej, w którym wszystkie sznurki trzymane są w jednym ręku. Mało tego. Przed ogłoszeniem oficjalnego kandydata na stanowisko Rzecznika Małych i Średnich Przedsiębiorców środowiska biznesowe łudziły się jeszcze, że będzie to osoba wyłoniona z ich środowiska, czyli taka, która najlepiej zna ich problemy. Niestety, tak się nie stało. Co więcej, rzecznikiem nie został nawet urzędnik, czyli ktoś z kręgu przynajmniej teoretycznie niezależnego. Został nim po prostu polityk. Polityk partii rządzącej!

Dla firmy najważniejsze jest, aby jej działalność była przez urzędy obiektywnie oceniana, a w razie sporu, by rozstrzygnięcie należało do niezawisłego sędziego i niezależnego sądu. Niestety, taki stan wydaje się w Polsce już tylko marzeniem. Dlatego obecnie można mieć uzasadnione obawy, że wrócą czasy znane z okresu PRL. Wtedy przedsiębiorca musiał być „niewidzialny”. Jak się bowiem nie rzucał w oczy swoimi sukcesami, majątkiem, a już szczególnie zachowaniem, to żył spokojnie prowadząc swój biznes. Jeśli jednak się tylko „wychylił”, to miał przechlapane. Teraz może być podobnie. Przedsiębiorcom więc zalecałbym bardziej poszukiwanie „czapki niewidyki”, niż liczenie na pomoc rządowego Rzecznika. n

Autor jest Posłem do Parlamentu Europejskiego

Autor

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *